Podróż Jak szukałam kry na Bałtyku.
Na myśl o wyjeździe nad Bałtyk dostaje dreszczy nazwijmy to lekkiego obrzydzenia. Lato nad Bałtykiem - to dla mnie czas stracony. Wspomnienia z wycieczki do Świnoujścia nienależną do najlepszych. Gdy sobie przypomnę jak się kiedyś przez tydzień męczyłam w Krynicy Morskiej, to mną wzdryga. Jedynie mój spacer z Piasków plażą do Krynicy przeszedł do kategorii anegdot, gdy oślepiona słońcem, czerwona jak Indianin, w jeansowych spodenkach, t-shire i w chusteczce na głowie z pod której wychodziły dwa warkoczyki - zorientowałam się, że przechodzę przez plażę naturystów. Ehh... Morze to nie mój świat, nie moja bajka - często powtarzałam. Nad morzem się nudzę, nie usiedzę na plaży, za płasko... za dużo ludzi itp. Później odkryłam połączenie morza i gór. Uznałam taki duet za idealny. Ale Bałtyk nadal nie był zapisany na mojej top liście. Aż trafiłam kiedyś na zimowe zdjęcia polskiego morza. Pomyślałam, że to mogłoby być interesujące. I jeszcze gdzieś w głowie majaczył się obraz skutego lodem Bałtyku, którym - jak głoszą legendy - można było podróżować saniami. A tak bardziej realnie, to wędrować po zamarzniętych wodach w bałtyckich zatokach.
Jak zwykle plan był inny, ale perturbacje z dniami wolnymi w pracy wywołały zamęt i zmianę planów o 180 stopni. W ten sposób pojechałam na północ, a nie na południe. W głowie tylko majaczyła nadzieja, że zimą plaże będą puste, wyż zagwarantuje słońce,a przy odrobinie szczęścia zobaczę krę na Bałtyku i foki.
Zaraz po przyjeździe pognaliśmy na plażę. Pierwsze wejrzenie było czarujące: pastelowy świat, pusta plaża z piaskiem przyprószonym lekkim szronem. Niesamowite jest to, że piach może być tak twardy. Świetnie się po tym chodzi. Nie przeszkadza chłonąć przestrzeń wyspy Sobieszewskiej. Tego placu zmagań Bałtyku i Wisły.

Gdański etap pod czas szukania kry 2015-12-31
jedynego miejsca, które zachowało w tym mieście niemiecką nazwę.
Westerplatte. Co prawda dwójką, ani czwórką i nie zawsze prosto -
szliśmy przez półwysep otoczeni błękitem nieba i morza. Trudno było
uwierzyć, że na początku XX wieku był tam miejski kurort na miarę
Sopotu. Bo przecież prosto do nieba ... szli Oni, o
których każdy słyszał od dziecka. Czasem splot historii powoduję, że
miejsce i ludzie przechodzą do zbiorowej pamięci jako symbol, mit
jeszcze za swego życia. Od razu. Natychmiast. Gdańsk tak właśnie ma, przydarzyło mu się to
nie jeden raz. Ruszyliśmy na dalszy podbój Gdańska, poprzez Twierdzę Wisłoujście, promem do Nowego Portu, przez Stocznie Gdańską i Starówkę. Nie znaleźliśmy kry, tylko kilka sopli i przyprószonych szronem krzewów.
Pomimo mroźnej, wyżowej aury przez cały dzień w Gdańsku nie mieliśmy
okazji na znalezienie tytułowej kry. Nie zrażeni tym o północy poszliśmy
jej szukać na plaży w Sobieszewie. A nuż pojawi się wraz z Nowym
Rokiem? Trafiliśmy na nowy A.D. 2016 - ale kry jak nie było, tak nie
było. Następnego dnia udaliśmy się na drugi koniec wyspy.

Gdański etap pod czas szukania kry 2015-12-31

Mewia Łacha 2016-01-01
Teren określany mianem Wyspy Sobieszewskiej to część pasa wydm nadmorskich zaliczanych do Mierzei Wiślanej, oddzielony od reszty świata korytem Martwej Wisły od południa, Wisłą Śmiałą od zachodu i Przekopem Wisły od wschodu. Wyspiarski charakter miejsce to uzyskało w XIX wieku, kiedy to najpierw w 1840 r. spiętrzone lodem wody Wisły przebiły się we wsi Górki przez wydmy, tworząc nowe ujście, zwane Przełomem, później nazwane Wisłą Śmiałą, a następnie kiedy w ostatnich latach XIX w. stworzono sztuczne ujście rzeki nazwane Przekopem Wisły.
Udaliśmy się na drugi koniec wyspy. Tylko my i wydmy w pięknym zimowym słońcu. Tym razem mieliśmy szczęście, utrzymujący się mróz zaczął pomału przemrażać coraz większe fragmenty. Opracowałam nową metodę wyszukiwania bursztynu. Intensywnie przeglądałam zamarźniety piach i jak zaczęło się coś żółcić - wydłubywałam to coś scyzorykiem. W kilku przypadkach był to bursztyn. Jest! Mini zatoczka utworzona przez łachę wiślanego piachu - obecnie Rezerwat Mewia Łacha - wydzieliła przestrzeń, która zaczęła szybciej zamarzać. Zalążki kry zostały odnalezione. Piękne zjawisko, nawet jeśli nie da się po nim jeszcze chodzić. To teraz nadszedł czas na foki. Znajdujemy wieżę obserwacyjną, widzimy wyspę, białe i czarne punkciki. Dopiero teraz do mnie dociera, że bez lornetki dużo nie zobaczę. Oooo jakby się teraz przydał zoom. Można obserwować tu stado Fok Szarych, czasem zdarza się Foka Pospolita. Najpierw bez przekonania, potem robię zdjęcie może da się powiększyć. Czy te czarne punkty to foki? Prawdziwe foki na wolności? Obchodzimy rezerwat ścieżką wśród wydm. Niespodzianka: w pełni rozwinięte bazie. Halo, przecież jest 1 stycznia!!!
Dochodzimy do ujścia Przekopu Wisły do Bałtyku. Betonowy falochron pozwala podejść bliżej mewich łach. Rezerwat znajduje się częściowo w otulinie Parku Krajobrazowego „Mierzeja Wiślana”. Obejmuje stożek ujściowy Wisły, stworzony przez człowieka. W 1895 r. wykonano przekop Wisły w miejscu dawnego jej koryta (Przemysławki zanikłej w średniowieczu), aby zapobiec licznym powodziom na Żuławach. Rezerwat jest miejscem bytowania, gniazdowania wielu ptaków. Nie tylko mew.Dochodzimy po szklanej tafli lodu do końca betonowych umocnień, mamy wodę dookoła, która mieni się niesamowitymi kolorami. Nie spodziewałam się po Bałtyku odcieni szmaragdu. Czy to wody Wisły wpływają na kolory? A może pora roku? To nie ważne. Chłoniemy piękno wszystkimi zmysłami. Przed nami focza wyspa. Teraz jesteśmy bliżej, czarne punkciki są większe i bardziej podłużne. Do tego znajdują się nie tylko na wyspie, ale i w wodzie. Przekonywujemy siebie, że to foki. Musimy wracać, zostało nam mało czasu na powrót plażą do naszej, zachodniej części wyspy - cóż zimą zachód słońca jest ok 15.30. Plaże na wyspie zachęcają do spaceru, mają ok. 11 km długości. Po takim spacerze smażony halibut smakował wybornie. Ilość jodu jakiego się nawdychaliśmy została nieokreślona. A kolejnego dnia, mieliśmy go dostać jeszcze więcej.

A co w Gdyni? 2016-01-02
Znowu plany się zmieniły ot tak, po prostu. Planowaliśmy wstać na wschód słońca [co nie jest wyczynem, bo wschód jest ok. 8.00], ale obudził nas huk silnego wiatru i niebo zasnute chmurami. Nie było sensu iść, bo szans na wschód słońca nie było. Zatem postanowione: czeka nas wyprawa do pozostałych miast Trójmiasta.
W gdyńskim Porcie Prezydenckim mogliśmy odczuć jakie chmurne i wietrzne może mieć oblicze bałtycka zima. W ciągu 10 minut od wyjścia z samochodu przemarzłam na kość, palce u rąk mi zesztywniały i ledwo mogłam ustać na nogach, nie mówiąc już o utrzymaniu nieruchomo aparatu. Fale szalały, rozbujane z impetem uderzały w falochron. Szans wejścia po oblodzonych schodach nie było. Trzeba przyznać, że poszukiwanie zimowego Bałtyku w Gdyni było łatwiejsze niż w Gdańsku. Ale kry tu też nie było. Przystań Rybacka w Orłowie przywitała nas przedzierającym się przez chmury słońcem, ale zimno nadal było okrutnie douczające. To dla mnie najpiękniejsze miejsce. Klif jest nadzwyczajny. Urzeka.Tym razem też pozwoliliśmy się rozgrzać daniom rybnym: zupie i zapiekance rybnej. Na chwilę zajechaliśmy do Sopotu, ale tam jak zwykle tłumy. Śladu po zimie nie było widać.
Minął kolejny fantastyczny dzień, pozostał nam już tylko poranek dnia następnego.

Morsy 2016-03-12
Pozostał nam już tylko poranek dnia ostatniego. Tym razem na wschód słońca nie można było narzekać. Słońce wschodziło za wydmami, więc długo trwało, zanim się pojawiło w pełnej krasie. Ale przed słońcem pojawiły się ptaki. Sznury i klucze.
Szliśmy i szliśmy w stronę słońca, aż po paru kilometrach zaczęło wychodzić za wydm. Wpatrywałam się, robiłam zdjęcia, aż usłyszałam: patrz... Wraz ze wschodem słońca na plaże wbiegły morsy, zaczęły się rozbierać i hyc do wody. Stałam i nie wierzyłam własnym oczom. Było minus 15 stopni C, zsunięcie na chwilę rękawiczki powodowało potworne szczypanie palców, a oni w samej bieliźnie weszli do wody. Szok. Zawróciliśmy w drugą stronę. Nie mogliśmy się napatrzeć na otaczający nas świat, tym bardziej że dodatkowo pojawiły się tańczące duszki nad wodą. Czyli trafiliśmy na zjawisko parującej wody w Bałtyku. rzeba było się żegnać z morzem, pustą plażą ... hm właściwie nie pustą, znów trafiamy na ludzi kąpiących się w morzu. Skąd ich tylu? Ja bym nie była wstanie się rozebrać w zimę i wejść do wody. Dla mnie Bałtyk jest za zimny nawet w lato. A tu proszę ... Cóż chciałam zobaczyć foki z bliska, zobaczyłam morsy :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
sympatycznie to wygląda zimową porą
-
...ale jak byś chciała< Olu, przez Bałtyk się udać, to o Kolumberze pamiętaj! ... :-) ...
-
Może, kto wie. Na razie dziękuję ślicznie za staranie obejrzane i skomentowane zdjęcia.
-
...może kiedyś przyjdzie taka zima, że będzie można do Szwecji przez Bałtyk się prześlizgać. Jeśli oczywiście strefa Schengen się nie rozpadnie...
-
Dzięki za wspólne szukanie kry nad Bałtykiem. Zimowa wersja odwiedzin Bałtyku będzie chyba jedyną realną. Może nie przekonałam się w 100%, ale przekonałam, że poza sezonem ma urok i kolory. Irenko - poza dniem w Gdyni, ani razu nie był szary. Sama się tym zdziwiłam.
-
Byłam kiedyś w Trójmieście i nad Bałtykiem,nawet dwa razy.
Gdańsk bardzo mi się podoba i jest co zwiedzać.
Bałtyk to zupełnie nie moja bajka,brzydki,szary,zimny.
Nikt mnie do niego nie przekona.
Bardzo fajny tekst.
Pozdrawiam-) -
Bardzo fajny tekst. Wyspę Sobieszewską znam tylko z opowiadań. Sąsiedztwo Gdańska zdecydowanie podnosi jej atrakcyjność, bo ja kocham budynki i ruiny, mniej zachwycam się przyrodą. Do zdjęć jeszcze wrócę. Na razie za pokazanie zimowego Bałtyku w tak atrakcyjny sposób duży +. Odnoszę jednak wrażenie, że mimo kilku niespodzianek, Bałtyk nie przekonał Cię do siebie: kry nie było, zamiast fok morsy☺. Pozdrawiam serdecznie.
-
Dawno, dawno temu, dzięki uprzejmości LWP spędziłem całą zimę w Kołobrzegu. Od tego czasu mam przekonanie do Bałtyku poza sezonem. Pozdrawiam